Podróż do Raju – śpiewu i uśmiechu

 In NEWS, W PODRÓŻY
Spacer po plaży

Śpiew uwalnia emocje. O dobroczynnym działaniu muzyki my, jako naród, wiele wiemy, ale raczej z teorii. Może dlatego, że tak mało śpiewamy. Polska jest krajem ludzi zdystansowanych, często smutnych, zamkniętych. Sądzę tak, znając i zapraszając ich do kraju, w którym wszyscy uśmiechają się, są mili i otwarci. Pewnie dlatego, że tak dużo śpiewają. Co by się stało gdyby w najmniejszej polskiej wsi było miejsce jednoczące ludzi przy karaoke? Nie do uwierzenia, że może tak być? A może… 

 

Jest taki kraj historią zbieżny z naszymi przeżyciami. Będąc tam, czuje się pokrewieństwo dusz w walce o niepodległość i własną tożsamość. Jako pierwszy dotarł tu Magellan, który zresztą w 1521 roku zginął z rąk tubylców. Nazwa kraju pochodzi od imienia króla Hiszpanii Filipa II Habsburga – Filipiny. Ten największy – po Indonezji – archipelag wysp na świecie składa się z ponad 7 tysiąca małych lądów. Gdyby chcieć je wszystkie zobaczyć, choćby przez jeden dzień, zajęłoby nam to blisko 20 lat.

 

Mozaika egzotyczno-europejska

Folklorystyczne wydarzenia na Filipinach zadziwiają swym połączeniem. Widać azjatycką, dalekowschodnią urodę śniadych kobiet, ubranych w historyczne XVII-wieczne europejskie stroje. Ten mix można pojąć tylko wtedy, gdy prześledzi się historię tego miejsca.

 

Zanim na Filipiny dotarli Portugalczycy, przed nimi byli Chińczycy. Później krajem tym na ponad 350 lat zawładnęli Hiszpanie. Następnie nastali Amerykanie. W 1942 roku Filipiny dostały się pod okupację japońską, by w 1946 odzyskać niepodległość. Historia ostatnich 500 lat ukształtowała wiec dzisiejszy obraz Filipin. Dlatego chociażby większość imion i nazwisk brzmi po hiszpańsku. Nie dziwią brzmienia Ramona, Ramos.

 

Na Filipinach występuje 87 języków i dialektów, z których większość należy do austronezyjskiej rodziny językowej. Językami oficjalnymi są filipiński (oparty na języku tagalog) i angielski. Z połączenia języków wyszła hybryda, którą dziś posługuje się znaczna część Filipińczyków – taglish.

 

Filipińczycy, pewnie z uwagi na dobry słuch, znakomicie mówią po angielsku. Rozwijająca się w piorunującym tempie gospodarka przyjęła wiele branż, które ulokowały w tym kraju swoje centra telefoniczne. Dlatego ludzie z biegłym, zrozumiałym angielskim systematycznie zabierają pracę, słynącym z obsługi call center, Hindusom.

 

Życzliwie do Polaków

Nas, Polaków Filipińczycy najsilniej kojarzą z polskim papieżem. Do kościoła katolickiego należy tu 80% narodu. W styczniu bieżącego roku Papież Franciszek na mszy w Manili zgromadził rekordową liczbę wiernych. Ok 6-7 milionów ludzi wzięło udział we mszy papieża. Było to największe wydarzenie w historii papiestwa pod względem liczby uczestników. Chociaż katolicyzm nie jest tu ortodoksyjny, to Facebook pełen jest odwołań do wyższej mocy Boga i jego władzy nad życiem. Dlatego za wszystko w swych wpisach dziękują właśnie Jemu.

 

Jak wspomniałem Filipińczycy solidaryzują się z Polakami także za naszą niepodległościową zbieżność historyczną. Jesteśmy więc dobrze odbierani i serdecznie witani. Tolerancyjność tego narodu przejawia się w akceptowaniu transseksualizmu. Stąd jest on tu widoczny i nikogo nie dziwi.

 

Zaufanie i otwartość wyraża się także w pełnej ufności do życia. Filipińczycy potrafią żyć chwilą. Celebrują dzień dzisiejszy. Żyją aktywnie w dużych grupach rodzinnych. Są prospołeczni, pomocni i pełni szacunku do innych.

 

Miłość do jedzenia

Zachwycająca na Filipinach jest gościnność i zaangażowanie w podejmowaniu gości przy stole. Oni uwielbiają jeść, więc jedzą 5 razy dziennie. Dzięki europejskim wpływom można tu zjeść wszystko, czego dusza zapragnie. Nikt nie zatęskni tu za żadnym jedzeniem, bo jest wszystko. Mozaika kultur odznacza się wielością smaków i barw na stole. Mistrzostwo doprawiania ciężkich mięs jest jedyne w tym zakątku świata. Miłośnicy wieprzowiny przyrządzanej tu na najprzeróżniejsze sposoby znajdą raj dla swego podniebienia. Słowo daję, że żadna część prosiaka się nie marnuje.

 

Jednego jednak tutejszego przysmaku nie jestem w stanie spróbować. To jajko z nierozwiniętym kurczakiem w środku. Kto się skusi, namawiam do zwierzeń, jak smakowało. Ja się poddałem.

 

Wulkan energii

Czemuż tak zachwycam się Filipinami? Bo tego kraju wcale nie znamy. A obecnie to kraj, jak “bomba-energetyczna”. Z jednej strony – pozytywni ludzie, z drugiej – budząca się do życia gospodarka. Sami dobrze pamiętamy, że gdy naród wyczołguje się z biedy, mając za sobą wieloletni “uścisk” dyktatury, jest niezwykle twórczy, chłonny, pracowity. Filipińczycy tacy właśnie są – mieszkając na wulkanach – są niespożytym wulkanem energii.

 

Kraj zamieszkuje 110 mln ludzi, z czego 10% pracuje poza granicami kraju. Ich pracowitość, życzliwość i zdolność do pracy w usługach zna cały świat. Dlatego Filipińczyka zatrudnia się chętnie w hotelarstwie czy turystyce, także dalekomorskiej. Warto jednak pamiętać, że do tej emigracji, przedstawicieli wielodzietnych rodzin, wypchnęła właśnie bieda. Dlatego tak dobrze przyjmowana jest dzisiaj wolność gospodarcza i wzrost, który generuje nowe i wystarczające już możliwości zarobkowe. Z dnia na dzień też umacnia się filipińskie peso, dewaluując amerykańskiego dolara i unijne euro.

 

Duży kapitał spoczywa w rękach chińskich Filipińczyków. Większość biznesów na Filipinach należy do Chińczyków, praktycznie we wszystkich sektorach gospodarki. Przykładowo filipińskie linie lotnicze sprzedane ostatnio w prywatne ręce zaowocowały zakupem przez nowego właściciela rekordowej liczby 100 samolotów marki Boeing 777. To nie lada inwestycja, godna najbardziej “tłustego” portfela.

 

Oaza plaż i słońca

I wreszcie przyroda tego miejsca. Doceniają ją najbogatsze rody z Korei, Tajwanu, Chin i Japonii, przybywające tu na weekendy do wielogwiazdkowych hoteli. White Beach na wyspie Boracay czy Plaże Palawa to jedne z 10 topowych plaż świata. Aż żal, że w Polsce Filipiny są tak mało popularne. Wolimy Chiny, Wietnam, Bali czy Tajlandię. Warto tu przybyć dla pięknych plaż i raf koralowych. Nie tylko dla wysokiej jakości usług w hotelach, ale także dla kultury samego miejsca. Jedno z nich zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Tarasy ryżowe w Banaue liczą 2 tys. lat i są żywym skansenem ręcznej uprawy ryżu i warzyw.

 

Zróżnicowana przyroda – i wysokie góry, i wulkany, i rzeki, i błękitne wybrzeże, to raj dla amatorów turystyki i sportu. Wiele kraterów wulkanicznych można zwiedzić wjeżdżając samochodami lub wpływając łodziami. Na rzekach uprawia się rafting, w górach wspinaczkę lub jazdę rowerami górskimi. Wybrzeże Pacyfiku jest natomiast mekką dla miłośników pływania na desce.

 

Równikowy gorący i wilgotny klimat wita 26 stopniami Celsjusza w styczniu i 35 stopniami w sierpniu. W słoneczne dni zachwycają lasy tropikalne oraz fauna i flora, która nie występuje nigdzie indziej na świecie. Ulewne monsuny zaczynają się w czerwcu i trwają do listopada. Od lipca do listopada jest też czas tajfunów, których w ciągu roku może być nawet 30. Nie znaczy to jednak, że tajfun dotyka całego kraju. Rozciąga się on przecież z północy na południe na przestrzeni 1500 km. Na pytanie jak można żyć, gdy leje deszcz i nadchodzi tajfun tubylcy odpowiadają – to norma, my też nie wyobrażamy sobie jak można mieszkać gdy pada śnieg i jest poniżej zera.

 

Własną drogą

Można tu przyjechać na własną rękę. Komunikacja wewnątrz kraju jest znakomicie rozwinięta. Nie ma tu jedynie kolei. Za to odpowiadałaby nam, Polakom sieć autokarów z obsługą cateringową, realizowaną przez stewardesy. Użyteczne są też połączenia promowe miedzy wyspami i kilka wewnętrznych linii lotniczych łączących najodleglejsze zakątki kraju. Jedzenie jest tanie. A i można znaleźć hostele, w których za dwa tygodnie uiścić trzeba jedynie 1500 zł.

 

Dla bardziej wymagających czekają wszystkie światowe, najlepsze sieci hotelowe. Infrastruktura noclegowa wciąż się rozwija, bo jest tu mnóstwo dziewiczych miejsc, w których każdy może znaleźć swój nieodkryty raj.

 

Żal, że nie doceniamy atrakcyjności tego miejsca. Wielu turystów mówi, że tu nic nie ma. Zależy czego szukamy. Jeśli serdecznych, gościnnych oczu i rąk, i klimatu, który tworzą ludzie, to trzeba tu być. Bo na Filipinach ludzie tworzą klimat i w tym miejscu zdanie to nabiera realnego sensu. A jeśli będąc tu wrócimy do kraju podśpiewując, tym lepiej dla nas. Fiu, fiu, fiu :).

Arkadiusz Nowak, certyfikowany organizator i opiekun wypraw. Nowak Adventure Travel to Jego firma, która od ponad 12 lat dba o wrażenia Polaków przywożone z egzotycznych podróży.

NAPISZ KOMENTARZ

Skontaktuj się z nami

We're not around right now. But you can send us an email and we'll get back to you, asap.

Start typing and press Enter to search